Kimkolwiek jesteś

Chłodne jesienne powietrze zdecydowanie już zagościło w zaułkach miasta, skutecznie i oczywiście złośliwie rozprawiając się z coraz rzadziej rosnącymi włosami na mojej głowie. Niby mawia się, że na mądrej głowie one zwykle nie lubią rosnąć… ale też każdy podmuch czuć coraz wyraźniej… z roku na rok coraz bardziej.

Najwyższy czas wyciągnąć z szafy znienawidzoną czapkę… albo… no właśnie… Cieszkowski-Pracownia czapek i kapeluszy to legenda na mapie Warszawy… nieprzerwanie od 1864 roku. Od niedawna w nowym, zdecydowanie piękniejszym i godniejszym tak zasłużonej marki miejscu przy al. Jerzego Waszyngtona 30/36. Fantastyczna Saska Kępa… szczególnie teraz, zabarwiona milionem odcieni od zieleni, złota po brązy… cudowna feeria barw… zarówno za oknem - z widokiem wprost na Park Skaryszewski - jak i wewnątrz pracowni, wśród zawieszonych tuż nad głowami nakryć głowy.

„Odpoczywaj w biegu… kto odpoczywa, ten rdzewieje, chcę - mogę” - takie afirmacje towarzyszą Alinie od wielu wielu lat, to tu można przyjść nakarmić się energią, przymierzyć niezwykłe kształty i kolory, posłuchać intrygujących ciekawostek o życiu miasta i wyjść dodatkowo, a może właśnie docelowo z nakryciem Twojej własnej łepetyny.

Głowa to coś najcenniejszego co posiadamy, razem z sercem stanowią fantastyczny tandem - choć nie zawsze - a czasem wręcz bardzo rzadko się wzajemnie rozumiejący.
Myśl i materia… prosto z serca z pomocą spracowanych i zaopatrzonych w nożyczki dłoni, powstają fantastyczne formy. Pewnie nie wpadlbys na to, jak czasem mogą być filigranowe.

Bywali tu wielcy i sławni, ale także Ci mniejsi… także Ci, którzy przychodzili tu po brakujące „parę groszy” na ulubione wino. Dziś, na Saskiej Kępie tych ostatnich zdecydowanie mniej, choć przy ul. Targowej trzeba się było od takich oganiać - zdecydowaniem i charakterem. A tego od Aliny można się uczyć i uczyć…

Pamiętam jak dziś moją pierwszą wizytę w Pracowni, wiele już lat temu… powstał wtedy nostalgiczny tekst o Niezłomności. Dziś tym słowem można by wyszyć nieskończonym ściegiem niejedną czapkę, kapelusz, czy cylinder. Zarówno gładki, jak i w modną kratkę, także Księcia Walii. Wełna, welur, filc (z wełny)… co tylko serce podpowie.

Dziś w końcu dojrzałem do kolejnej wizyty… mocno odmieniony, mam nadzieję dojrzalszy, bardzo stęskniony. Wielopokoleniowe firmy rodzinne to część mojego życia… od 2008 roku… w porównaniu do życia Pracowni Aliny to zaledwie ułamek, dla mnie niemal całe moje „dorosłe” życie.

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, zbioru doświadczeń, także tych ekstremalnie trudnych. Ślady po bolesnych ukłuciach bardzo pracowitego życia, uczą nas charakteru. Sprawiają, że jesteśmy kompletnie inni, być może mądrzejsi doświadczeniem, ale też spokojniej przyjmującymi przydarzające się nam wszystkim potknięcia, czy łatwiej podejmującymi trudne decyzje. Bez wyciągania ręki o pomoc do innych. A tym bardziej bez pretensji czy żalu do kogokolwiek.

To siła wynikająca z wiary w moc własnych dłoni, poczucia sprawczości i niezłomności.

Alino, dziękuję za fantastyczna rozmowę i super cieplutką czapkę ... oj będę nosić... obiecuję.
A wszystko to zaprawione aromatem pysznej kawy i najlepszymi chyba na Świecie pączkami z Pracowni Cukierniczej "Zagoździński" 🥰

 

Post scriptum

  1. Serio te pączki są "the best on the world" :)
  2. Zapraszam do relacji z wizyty u Aliny w 2015 roku

 

Back to Top