Wojna czy Pokój?

Z jednej strony w Polsce cieszymy się, że powstaje sporo organizacji pozarządowych (stowarzyszenia i fundacje), co może być traktowane, jako jeden ze wskaźników rosnącego kapitału społecznego. Z drugiej, jak się spojrzy głębiej, to jest to paradoksalnie ciągły podział wynikający jednak z niskiego zaufania społecznego. Każdy chce być trochę po sarmacku Panem na swoim podwórku i nie wpuszcza na nie nikogo, budując wysoki płot. Czy rzeczywiście łatwiej nam żyć w czasach pokoju?

Zastanawiałem się ostatnio, patrząc z perspektywy czasu na historię naszego społeczeństwa, a nawet ludzkości w ogóle, czy stan pokoju jest dla nas naturalnym zjawiskiem? Czy jest czymś do czego my Polacy jesteśmy stworzeni?

Pod koniec lat osiemdziesiątych narastał w społeczeństwie naszego pięknego kraju szczególny rodzaj buntu. Ludzie ryzykowali znacznie więcej niż dziś, często zdrowie czy wręcz życie, ale nie zabrakło wtedy determinacji do pojawienia się nowego pozytywistycznego(!) zjawiska, którego symbolicznym wydarzeniem był Okrągły Stół. Z jednej strony  pojawiły się wtedy silne ruchy społeczne - wolnościowe (i to pomimo niemal dekady kompletnego marazmu), z drugiej unikalnego na skalę Świata ruchu przedsiębiorczego. Dlaczego dziś, mimo, że mniej ryzykujemy, jest w nas niższa chęć podejmowania ryzyka podjęcia pracy u podstaw, dogadywania się? Zbyt ciepła woda w kranie? Wiele pytań bez jasnej odpowiedzi, jeszcze więcej wątpliwości. Z  własnymi myślami warto się dzielić i rozmawiać z innymi, także tymi, którzy mają od nas inne na ten temat zdanie.  Najłatwiej rozmawia się z kimś, kto ma dokładnie takie same poglądy i utwierdzi nas w naszym przekonaniu.

Czy potrafimy współpracować w czasach pokoju?


Pomyślałem sobie, że z kim jak z kim, ale gdy mowa o inspiracji wydarzeniami sprzed ponad 25 lat, nie sposób nie zapytać osoby, która brała w tym czasie aktywny udział. Co właściwie się wtedy zadziało? Czy to bardziej cud, splot TYCH szczególnych okoliczności, upór i konsekwencja, praca pozytywistyczna? Czy może wszystkiego po trochu? Wydaje mi się, że brakuje właściwie debaty publicznej, co się wtedy stało, jakie czynniki sprawiły, że w pewnym momencie mogliśmy stanąć obok siebie. Niestety zaraz potem dzieląc się szpetnie w oparach wzajemnie rzucanych na siebie oskarżeń. Czy łatwiej jest umierać za Ojczyznę, czy dla niej pracować?

Pozwoliłem sobie wprosić się na herbatkę do Pana Henryka Wujca, szefa zespołu ds organizacji pozarządowych w Kancelarii Prezydenta RP, działacza o olbrzymim autorytecie w swoim także pozarządowym środowisku. Z twórczej rozmowy wychodzi często moc inspiracji, pod warunkiem, że tak do każdej rozmowy podejdziemy. Już dawno sobie tą prostą zasadę uświadomiłem i tym bardziej z radością cieszę się na każdą kolejną twórczą dyskusję.

Jak sobie postanowiłem, tak i zrobiłem. Dzięki niezwykłej życzliwości i otwartości Pana Henryka już kilka dni później siedziałem w wygodnym fotelu, popijając herbatę, dyskutowaliśmy o wydarzeniach być może odległych w czasie, ale tak bardzo podobnych do tego, co dzieje się dziś, w sąsiedztwie naszego wygodnego życia.

Pan Henryk opowiedział mi, jak to 25 lat temu mieli dość surrealistyczny (jak im się wtedy wydawało) projekt, ale udało się go osiągnąć. Marzyli, że Polska będzie suwerenna, że nikt z zewnątrz nie będzie nam dyktować zasad, na jakich można żyć. Dziś nie jesteśmy bezpośrednio podlegli wielkiej Armii, mamy zapewnione wolności osobiste. Nie wszystko się oczywiście udało, ale mamy kraj demokratyczny, bo większość mechanizmów jest demokratycznych. Jesteśmy członkami Unii Europejskiej i NATO. Ten program został zrealizowany i to bez heroicznej ogólnonarodowej wojny. Do czego dążymy w przyszłości? Jaki mamy program? Co chcemy zrobić z naszą Polską w przyszłości? A tak właściwie, co znaczy słowo Nasza Polska i jak właściwie zdefiniować Prawdziwego Polaka? Rzeczywistej dyskusji o tak podstawowych sprawach nie obserwuję, raczej widzę, że grzęźniemy w oparach pseudo-wojny polsko-polskiej.

To tak, jakby komuś szczególnie zależało, abyśmy się kłócili, a przez to byli słabi!

Z jakiś powodów łatwiej było wtedy walczyć. Ludzie ryzykowali wszystkim. 25 lat temu zdarzyło się coś, co sprawiło, że spora część społeczeństwa zgodnie zawalczyła o wolność, jako najbardziej oczekiwaną wartość. O jakie wartości powinniśmy dziś walczyć, czy walka jest właściwym pojęciem w czasach pokoju? A może inaczej, czy właściwie żyjemy w czasie pokoju? Ostatnie wybory parlamentarne potwierdziły duży niepokój społeczny. Jest duże wyczekiwanie zmiany, ale gdy spojrzeć głębiej, o jaką zmianę właściwie chodzi, jak ją zdefiniować - odpowiedzi brak.

Być może łatwiej było wtedy określić, kto jest dobry, kto zły? Ale kto ma właściwie patent na patriotyzm? Dlaczego nam się wtedy udało? Na to chyba najtrudniej odpowiedzieć. To było takie zdarzenie, które przy drobnej zmianie okoliczności mogło się nie udać.

Polska to niezwykle silna tradycja insurekcyjna, Powstania, głównie przegrane. Społeczeństwo, które powstało po II Wojnie Światowej to jednak zupełnie inne społeczeństwo, które miało problem z przyjęciem dotychczasowych systemów wartości. Doświadczenia przegranych powstań spowodowały silną potrzebę rozwiązania problemu w sposób inny niż dotychczas. Stąd właśnie Solidarność, która usiadła do stołu z aparatem Państwowym. Strach po obu stronach, że musimy się dogadać. Obóz solidarnościowy też wtedy przegrywał, organizowano strajki, gospodarka leciała ostro w dół. Jedni i drudzy mimo wzajemnego podskakiwania właściwie nic nie mogli zrobić. To był kompletny impas. Ten czas - blisko 10 lat od Stanu Wojennego do pierwszych częściowo wolnych wyborów to była jednak konieczność.

Jednak zaraz po uzyskaniu wolności, zaczęliśmy znowu się dzielić, jeszcze silniej jak wtedy. Czy to naturalne, że w czasach pokoju i zwycięstwa ciągle potrzeba nam walki? Skąd w nas tak silna skłonność do rzucania w innych często zmyślonych oskarżeń, tym silniejszych im bardziej błyszcząca od górnolotnych haseł na nas samych tarcza i miecz?

Jak wykorzystać świeże dość doświadczenia społeczne, odrobić lekcję z bolesnych doświadczeń i wkroczyć w kolejne dwudziestopięciolecie silniejsi razem? Czy to w ogóle możliwe? A może to wyłącznie fantasmagoria?

Nie ma co czekać na cud. Zawsze u początków wszystkiego jest myślenie dopiero potem działanie. Jawność, dostęp i transparentność jest rzeczą absolutnie konieczną w działalności zarówno społecznej, jak i gospodarczej. To oczywista oczywistość.

Wszystko zależy od ludzi, od ich rzeczywistych intencji. Zastanawiam się, czy przy zakładaniu jakichkolwiek organizacji, nie wręczać ochotnikom swoistej ankiety intencji. To oczywiście dość naiwne marzenie, być może trzeba by podczas jej wypełniania używać wykrywacza kłamstw.

Źródła działań powinny zawsze wywodzić się z ruchu społecznego. Mimo, że zwykle się mawia, „gdzie dwóch Polaków tam trzy zdania”. Jednak zawsze warto nie ustawać w staraniach, aby nasz Świat wokół nas stawał się choćby odrobinę lepszy.

W krajach rozwiniętych działalność społeczna w dużej mierze opiera się na filantropii. W naszym kraju nadal bardzo silnie zakorzeniona jest skłonność przekazywania pieniędzy raczej na konkretny cel z wyłączeniem możliwości, żeby ktoś mógł się dorobić. Widzę tu dosłownie przekazywanie datków na „karmę dla psa” zamiast organizację, która te psy dokarmia. Być może wynika to ciągle jeszcze z tego, że czujemy się na dorobku. Ale czy na pewno tylko? W naszym kraju niezwykle dobrze ma się pewien rodzaj cynizmu, a może po prostu głupoty (trudno mi to nazwać inaczej) w postaci atakowania innych o ich niecne zarabianie na działalności społecznej. Używa się tu często górnolotnych słów, dorabiania się kosztem innych, czasem po prostu z zazdrości, czasem, aby wypchnąć kogoś z interesu.

Dużo w tym cech wynikających z naszych wojennych doświadczeń. Zazdrościmy komuś, komu się udało. Nadal jest w nas silne przekonanie, że ktoś kto osiągnął sukces, na pewno musiał ukraść. Skąd tak silna ku temu skłonność?

Standardy zachowań społecznych przychodzą do nas także z góry, media codziennie podsycają wzajemną nieufność - dziwiąc się później, że osiągają swój cel - że społeczeństwo faktycznie zaczyna odbierać rzeczywistość tak, jak ją pokazują w swoich okładkach. Wykorzenienie negatywnych zachowań społecznych to bardzo żmudny proces. Czy jest w ogóle możliwy?

Mamy jeszcze zbyt krótkie doświadczenie. W latach dwudziestych i trzydziestych zaczęto obserwować zmianę zachowań, ale proces przerwała II Wojna Światowa.

Dziś brak jest w moim odczuciu szerszej publicznej dyskusji na temat prób definiowania na nowo najważniejszych wydaje mi się pojęć. Czym jest  dzisiaj patriotyzm, przedsiębiorczość, ruch społeczny? Czy na pewno tak samo je rozumiemy, jak wtedy? Kim chcemy być za kolejne 25 lat, w którą stronę chcemy iść?

Jedynym sposobem, jak mi się wydaje jest poszukiwanie rozwiązań i przekonywanie do niego innych ludzi zamiast walki. Do tego  wyłącznie poprzez głębokie zrozumienie ich istoty. Jak niegdyś Piotr Bezuchow, bohater epickiej powieści Lwa Tołstoja Wojna i Pokój nie rozumiejąc istoty potrzeb i problemów społecznych szybko wypalił swój zapał do wprowadzania zmiany. Dopiero głęboka podróż, którą odbył sprawiła, że narodził się na nowo i osiągnął życiowe szczęście.

Henryk Wujec i Sebastian Margalski - spojrzenia na rzeczywistość NGO

Jak na krótkie i pierwsze spotkanie - herbatka była wyjątkowo inspirująca, aż boję się następnej:) Panie Henryku pięknie dziękuję za Pana ciepłe przyjęcie i otwartość.

PS. Drobny feedback

Facebook ewa więcek janka - sebastian margalski

PS2. Tak na podsumowanie, może sklamrowanie tych popołudniowych rozważań przyszła mi do głowy pewna znana zapewne każdemu piosenka, w dość nietypowej aranżacji;)

 

Sebastian Margalski wojna czy pokój

 

Sebastian Margalski
październik 2015

 

Zapraszam do przeczytania również

Pamięć pokoleniowa, czyli Mniej więcej w centrum Europy, czyli mentor pilnie poszukiwany! Młodzi liderzy firm rodzinnychRefleksje o mentoringu firm rodzinnych Marzenia nie tylko dla naiwnych

Back to Top