W najstarszej firmie rodzinnej... jaką znam - Ludwisarnia Felczyńskich A.D. 1808

Koniec lipca, bardzo gorący dzień, środek lata i właściwie urlop z rodziną. Słyszałem o nich, że są najprawdopodobniej najstarszą firmą rodzinną w naszym kraju. Ciekawość wzięła górę.

Sześć pokoleń pasji, wytrwałości, wiary i wizji. Jakie są tajemnice trwania, gdzie tkwią umiejętności przekazywania z pokolenia na pokolenie nie tylko sterów, czy kluczy do warsztatu, ale serca i duszy? To właśnie od tego typu ludzi, jak rodzina p. Zbigniewa można nauczyć się zrozumienia i szacunku do tego, co łączy w sobie ducha z materią. To pasja połączona z wytrwałością i niezwykłą konsekwencją. To nie kwestia mody, chwilowych pragnień. Dla mnie to szkoła życia, która zatracona została gdzieś w pogoni za dniem kolejnym.

Zwiedzając pracownię, na każdym kroku czułem 206 lat nieprzerwanej pracy kolejnych pokoleń przedsiębiorczej rodziny. Jak mawia Pan Zbigniew Felczyński, dzwony mają u nich prawa rodziny… Dzwony się chrzci, nadaje imię, montuje serce. Każdy dzwon się starzeje, siwieje… po długim życiu umiera... ale rodzi się następca.

Pierwsze dotknięcia dzwonu przez człowieka, który je wykonał nadaje mu życie!

Być może Agacie - córce Pana Zbigniewa przyjdzie niewdzięczna rola zamknięcia drzwi zakładu... szczerze życzę i wierzę, że jeśli się to stanie, będzie to potrzebne wyłącznie do szybkiego ich otwarcia na nowo. Wszak nie takie wyzwania rodzina przechodziła w trudnych chwilach. Będzie to zapewne otwarcie w nowej formie. Taki symbol jest konieczny dla nowego odrodzenia. Agata już się do tego pilnie przygotowuje.

Wykonanie gotowego dzwonu to często kilka miesięcy pracy, technologia sięga jeszcze XVII wieku, to mozolna i bardzo trudna praca. Nie spodziewałem się, ile drobiazgowych czynności należy wykonać, aby powstało to dzieło. Potrzebna jest ręka mistrza i suma doświadczeń wielu pokoleń. Czy to nie ironia losu, że kościelny instrument powstaje niemalże w piekielnych warunkach? Wszystko wkoło jest gorące, nawet glina, która aby poddawała się plastycznej obróbce, musi być gorąca. Parzy wtedy w ręce. Pozwala jednak wtedy na swobodne kształtowanie płaszcza, które po otwarciu oczu wydobędzie z siebie ten właściwy, konkretny i wyjątkowo dźwięczny ton. Długo oczekiwany, zakopany w ziemi. Niemalże zapomniany, oddający niespiesznie temperaturę ognia z pieca matce Ziemi. Ani za szybko, ani za wolno. Jak wprawne muszą być to ręce, jeśli po odkopaniu i rozbiciu siekierami glinianej okrywy wyłania się gotowy do wzywania na modlitwę instrument? Należy go tylko trochę odkurzyć, wypolerować. Dzwon ma serce i duszę. Dzwon się rodzi w momencie zalania formy. Dostaje serce, aby móc bić. Jest widzialnym głosem Boga na Ziemi.

Dzwony zawsze były blisko ludzi, traktowane z wielką atencją. Po długim życiu dzwon siwieje a na końcu umiera (jak ludzie).

Zwykły wydawałoby się przedmiot, a tyle pracy i pokoleniowych doświadczeń. Jeden z największych na Świecie instrumentów. Wydawałoby się tak prosty, a jednocześnie tak skomplikowany.

link do galerii zdjęć z ludwisarni

Polecam chwilę uwagi na reportaż o rodzinie Felczyńskich:

Reportaż z marca 2016:

Post scriptum AD 2016: W grudniu ub. roku decyzją obecnego Ministra Kultury, sztuka ludwisarska Państwa Felczyńskich została wpisana na Krajową Listę Dziedzictwa Niematerialnego. To powód do dumy i radość, szczególnie, jeśli istnieje tam choćby fragment mojego odcisku palca:)

Pismo Ministerstwo Kultury - Piotr Gliński - Ludwisarnia dziedzictwo niematerialne

Aktualizacja 02.2016: W czarownych wnętrzach ludwisarskiej pracowni Felczynskich powstaje szczególne dla mnie dzieło sztuki. Dzwon SEBASTIAN mu na imię. Symbol łączności nieba i ziemi, ducha z materią, otrzymujący życie przez magiczny dotyk wyjątkowych dłoni. "Vivos voco, mortuos plango, fulgura flango" - (z łac., żywych zwołuję, zmarłych opłakuję, gromy kruszę...) - przeczytaj więcej

Ludwisarnia Felczyńskich - strona www

Zapraszam do poczytania również:

Marzyciele, czy rzemieślnicy?Pamięć pokoleniowa, czyli Mniej więcej w centrum Europy, czyli mentor pilnie poszukiwany!Słodkie owoce mrówczej pracyRefleksje o mentoringu firm rodzinnych

Back to Top